Zróbmy sobie sezon! Wrześniowe umowy długoterminowe.

Hanna Milewska-Wilk
Studenci już nie są główną grupą najemców, ale modele biznesowe rozpowszechnione w najmie na pokoje uznają wrzesień za czas na podpisywanie umów. Czy to rzeczywiście dobry moment, kto korzysta na takiej organizacji, czy może warto to zmieniać?
Dawno, dawno temu, kiedy najemcami byli głównie studenci, mieszkania i pokoje na wynajem stały latem puste.
Sezon poszukiwań zaczynał się tak od połowy sierpnia. Umowy podpisywano we wrześniu, żeby mieć jeszcze chwilę przed 1 października i oficjalnym rozpoczęciem zajęć. Umowy były na około 10 miesięcy, bo latem studenci wracali do domów. Ceny najmu pod koniec wakacji rosły. Spóźnialscy albo w ogóle nie mogli nic nająć, albo były to lokale rzeczywiście w kiepskim stanie technicznym i wizualnym. Bywały jeszcze stancje, czyli pokoje do wynajęcia przy właścicielach mieszkających na miejscu.
Tak wyglądał najem jeszcze kilkanaście lat temu.
Teraz zmienili się najemcy, zmieniły się zupełnie mieszkania i standardy najmu. Nie ma już przeważnie mebli na wysoki połysk, są podpisywane umowy najmu, jest coraz więcej profesjonalnych usług i osób obsługujących najem w najróżniejszych aspektach. W miastach akademickich, w rejonach najbliżej uczelni, nadal pozostała sezonowość, ale już na małą skalę. Studenci nie mają problemów ze znalezieniem praktyk lub pracy na lato, i nie wracają do rodziców. Po przemianach demograficznych mniej jest również studentów, a same studia przestały być najważniejsze. Coraz więcej osób robi je pracując na pełen etat. Przeważają młodzi, pracujący najemcy.
W ramach odciążania właścicieli rozwinął się cały segment podnajmu i zarządzania najmem mieszkań, szczególnie wynajmowanych na pokoje.
Obsługa takiego mieszkania lub domu, gdzie mieszka kilka osób wzajemnie nie powiązanych, wymaga sporo pracy, cierpliwości i wiedzy. Popularne są szkolenia, jak robić podnajem, jak całość zorganizować, i między innymi jednym ze standardów jest tam podpisywanie umowy do września, czyli na cały rok albo jego część, ale do jednej, przyjętej w danej firmie daty. Obsługa umów to rzeczywiście sporo pracy wciąż trzeba się fizycznie spotkać. Nowym najemcom nalęzy dokładnie wytłumaczyć ich obowiązki i przekazać lokal spisując protokół zdawczo-odbiorczy. Można do samego przedłużania umów zatrudnić dodatkowe osoby. Jednak nowych najemców powinien wprowadzać ktoś, kto potrafi już wytłumaczyć umowę i zna konsekwencje nieprzestrzegania jej zapisów.
Niewątpliwą korzyścią dla wynajmujących, która pozostała od czasów studenckiego rynku najmu, są stawki czynszów, nieco wyższe pod koniec sierpnia i we wrześniu.
Dobrym stabilizatorem jest też podpisywanie umów na rok, na czas określony, i pilnowanie najemców, żeby się z nich wywiązywali. Czy jednak nie tworzymy znów wrześniowego sezonu i nie robimy sobie sztucznego spiętrzenia umów? Może warto byłoby przemyśleć akurat ten jeden aspekt. Na pewno mniej poszukujących lokalu najemców jest w grudniu i w okresie od Wielkanocy do końca długiego weekendu majowego. Nie ma już problemu z pustostanami w wakacje, więc może pozostać przy umowach po prostu na rok? Koszty obsługi dodatkowej przy zbiegających się terminach umów mogą przewyższyć niewielkie zyski z nieco wyższych czynszów najmu.
Dopóki w systemie "do września" funkcjonowała niewielka część rynku najmu, nie wpływało to bardzo na cały rynek. Teraz jednak profesjonaliści zdominowali niemalże najem na pokoje. Widać wpływ ich systemu na resztę rynku najmu. Najem ma być elastycznym sposobem na mieszkanie. Pokazywanie pokojów i mieszkań, selekcja najemców, podpisywanie umów spiętrzone w jednym miesiącu w roku nie sprzyja dokładnej i dobrej pracy. Czy potrzebujemy "sezonu najmu"?